czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 9

 24 KOMENTARZE = ROZDZIAŁ 10
 NOTKA POD ROZDZIAŁEM !


 Bip – bip – bip – bip - biiiii...
TRZASK.
 Strąciłam budzik z szafki obok łóżka na podłogę, mamrocząc pod nosem przekleństwa różnego kalibru. Po co istnieje to przeklęte paskudztwo?!
Byłam w okropnym nastroju. Jednym powodem był Justin, a drugim - szkoła, do której tak bardzo nie chciało mi się iść. Z ciężkim żalem podniosłam mój tyłek z łóżka i poczłapałam do łazienki mając nadzieję, że chłodny prysznic mnie rozbudzi. Wykonałam proste czynności, takie jak ściągnięcie z siebie piżamy i wskoczyłam pod prysznic. Namydliłam swoje ciało moim ulubionym żelem pod prysznic uważając, by nie zmoczyć włosów, których nie myłam. Doszczętnie spłukawszy pianę zawinęłam się w ulubiony, puchowy ręcznik i wyszłam z łazienki. Spojrzałam przez okno - nie jest zbyt ładna pogoda, pewnie będzie padać, pomyślałam i ruszyłam na łowy do garderoby. Owinięta ręcznikiem dryfowałam między wieszakami szukając czegoś odpowiedniego.  Wynikiem moich poszukiwań była granatowa bluza z nadrukiem, czarne rurki i granatowe vansy. Z szuflady chwyciłam czystą bieliznę i udałam się do łazienki.
Gdy ubrałam przygotowane ubrania, postanowiłam zająć się włosami i twarzą, które nie powalały na kolana. Po rozczesaniu włosów związałam je w wysokiego kucyka, natomiast na twarz nałożyłam trochę podkładu, uprzednio nakładając korektor pod oczy. Na koniec rzęsy pociągnęłam tuszem. Wróciwszy do pokoju wyciągnęłam torbę, do której wrzuciłam zeszyty, telefon i pieniądze.
Będąc już na dole, w kuchni zjadłam jedno jabłko, które popiłam sokiem pomarańczowym. Spojrzałam na zegarek i - jakże wielkie moje rozczarowanie, ponieważ już zaczęły się lekcje. Niezbyt chętnie wyszłam z domu, który zamknęłam i udałam się do garażu. Wsiadłam do mojego auta i odjechałam w stronę szkoły, wciskając na pilocie guzik automatycznego zamykania garażu.

Gdy znalazłam się już w szkole udałam się do mojej szafki i wyciągnęłam z niej książkę od biologii. Niechętnym krokiem udałam się do sali, w której odbywała się lekcja, i gdy byłam już na miejscu, weszłam do klasy.
-Czy chciałaby wyjaśnić pani powód swojego spóźnienia, panno Rose? – Zapytała jadowitym głosem nauczycielka biologii, pani Anderson. Była znienawidzona przez większość uczniów w tej szkole przez swój jędzowaty charakter i styl bycia.
-Nie widzę takiej potrzeby.. – Mruknęłam, uśmiechając się słodko w stronę nauczycielki wiedząc, że nic mi nie zrobi z tego powodu.
-Siadaj. – Sapnęła zrezygnowana i zaczęła dalej brnąć w temacie anatomii człowieka. Po drodze do ławki zerknęłam się z pytającym spojrzeniem kilku uczniów, w tym także – o zgrozo – spojrzeniu Biebera, które nie powalało sympatią. Oczywiście, zawsze siedziałam obok niego, ale sytuacja tym razem nie była zbyt sprzyjająca, więc zaczęłam się rozglądać za innym wolnym miejscem.
-Nie przeszkadzaj innym, tylko siadaj! – Wrzasnęła nauczycielka, a ja zaskoczona, jej nagłym wybuchem, podskoczyłam. Nie mając innego wyjścia, zajęłam miejsce koło Justina, posyłając mu wredne spojrzenie.
-Stara suka. – Fuknęłam pod nosem mając w dupie to, czy nauczycielka usłyszy to, czy też nie.
-Mówiłaś coś? – Anderson natychmiast zjawiła się przy moim boku.
-Wspominałam chyba, że głowa mnie boli, prawda? – Zerknęłam w stronę mojego przyjaciela, szukając potwierdzenia moich słów, których nie wypowiedziałam. Ona spojrzała na niego i zapytała.
-Czy tak było, panie Bieber?
-Nieśmiałym zaprzeczyć, proszę pani. – Powiedział z delikatnym uśmiechem, patrząc się na nią. Nauczycielka tylko pokiwała głową i odeszła od naszego stolika mamrocząc pod nosem coś w stylu „ ta dzisiejsza młodzież..”.
Ale hej! W sumie to nie wiem, czy on jest nadal moim przyjacielem, czy też nie… pomyślałam, i mogłoby mi się zdawać, jak chłopak mamrze coś po cichu, ale zdążyłam tylko wyłapać „jestem nim, do cholery”.

Do końca lekcji nie zaszczyciłam Biebera ani jednym, krótkim spojrzeniem. On do mnie również po nic się nie zwracał i myślę, że tak było lepiej. Niech sobie nie myśli, że wybaczę mu to i rzucę mu się w ramiona, a potem będzie jak dawniej. Zerknęłam na plan lekcji przyklejony na drzwiczkach.  Została mi już tylko jedna lekcja.  Teraz mam wychowanie fizyczne, czyli kolejna lekcja z Justinem Pieprzonym Bieberem.  Skierowałam się w stronę szatni i wpadłam na kogoś. Tym kimś okazała się być moja przyjaciółka.  Przytuliłam ją, mruknęłam zwykłe „cześć” i gdy chciałam odejść, ona mnie zatrzymała, gapiąc się na mnie z pytaniem w oczach.
-Czemu cię nie było na pierwszej lekcji? – Zapytała z wyrzutem. Czułam się winna, bo przez to wszystko strasznie ją zaniedbałam.
-Zaspałam, po prostu. – Uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Mnie nie oszukasz, Lily.. – Bąknęła sfrustrowana, patrząc mi w oczy. Założę się, że można było w nich zobaczyć smutek i gorycz.
-Wszystko jest w porządku, nie musisz się niczym martwić. – Powiedziałam i zostawiłam ją na środku korytarza. W szatni jak zwykle niechętnie, ale przebrałam się w strój i nie czekając na nikogo wyszłam jako pierwsza z pomieszczenia, udając się na salę gimnastyczną. Moje zamiary jednak legły w gruzach, bo wychodząc z szatni, ktoś pociągnął mnie do kącika za szatniami. Tą osobą jak zawsze – okazał się być Bieber. Nie odzywałam się do niego, tylko zaglądałam mu w oczy, w których można było dostrzec ból, przygnębienie i troskę? Nie – pomyślałam – muszę być twarda, nie mogę wyjść na mięczaka przed nim.
-Czego chcesz? – Zapytałam, niby to znudzona, nie zwracając uwagi na to, że cały czas trzyma swoje dłonie na mojej talii.
-Porozmawiajmy… - Jęknął boleśnie, lecz ja pozostałam nieugięta.
-Wydaje mi się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy wczoraj, Bieber. – Mruknęła, od niechcenia ściągając jego dłonie z mojego ciała, aby pokazać mu, że nie jestem słaba.
-Ale Lily… - Westchnął, a ja mu przerwałam. 
-Co, suka Victoria ci nie wystarcza i przychodzisz w łaskę do mnie? -  Zaśmiałam się szyderczo, wywołując u niego szok. – A może to ty jej nie wystarczasz?
-Lily, zaczekaj… - Błagał nadal, a jego twarz wyglądała tak, jakby za chwilę miał się rozpłakać.
-Nie, Justin, nie mamy o czym rozmawiać. – Powiedziałam i wyszłam z kanciapy.
Będąc na sali, trenerka zauważając mnie, od razu znalazła się przy mnie.
-Lily, źle się czujesz? – Zapytała troskliwym głosem.
-Nieciekawie, pani trener… - Jęknęłam, mając nadzieję, że mnie zwolni z tej lekcji i nie będę musiała ćwiczyć.
-Może pójdziesz do pielęgniarki?
-Nie potrzeba, to już ostatnia lekcja... – Wymigałam się, posyłając jej błagające spojrzenie.
-To idź do domu, usprawiedliwię cię u dyrektora. – Powiedziała i potarła moje ramię na znak pocieszenia. Grzecznie podziękowałam i wróciłam do szatni. Szybko się przebrałam i chcąc pozostać niezauważona, wymsknęłam się ze szkoły. W tej chwili nie pragnęłam niczego innego jak tego, by znaleźć się w moim pokoju.
Nawet nie wiedziałam, w jakim czasie znalazłam się w domu. Wbiegłam do mojego pokoju i jak gdyby nigdy nic, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam szlochać. Nie wiem, ile to trwało, ale mogło to trwać wieczność. Otrząsnęłam się, gdy przeszkodził mi brzęczący telefon. Czyżby kolejna wiadomość od pana Nieznanego? Nadal płacząc, odczytałam wiadomość.

Od: Nieznany
Nie płacz, nie  lubię, jak piękne dziewczyny płaczą… Wtedy mam ochotę płakać razem z nimi. Nie płacz, już Księżniczko, tak bardzo cię proszę… Moje serce pęka, gdy to widzę. Xxxxxx

Czytając to wybuchłam jeszcze większym płaczem, i tym razem nie miałam zamiaru go kontrolować. Pozwoliłam, by wszystkie emocje wypłynęły ze łzami  na zewnątrz.



 Od Autorki : Przepraszam, za tak długą nieobecność i tak beznadziejny rozdział, ale mogę się usprawiedliwić. Muszę do 30 marca skończyć pisać książkę, bo muszę ją wysłać na konkurs, a bardzo mi na tym zależy, więc mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. To tyle. 24 KOMENTARZE = ROZDZIAŁ 10. Trzymajcie za mnie kciuki i czekajcie na kolejny rozdział. Kocham was misie <3